25 lut Botoks za 300 złotych – czy można jeszcze taniej?
Może już zauważyliście, a jeżeli nie to chcę wam na to zwrócić uwagę, że od pewnego czasu trwa wyścig o najniższą cenę toksyny botulinowej za jeden obszar. W tym wyścigu nie ma wygranych. Dlaczego? Przeczytajcie!
Jeżeli ktoś z was prowadzi jakikolwiek biznes i umie liczyć koszty to bardzo szybko dojdzie do wniosku, że z tym wyścigiem cen coś jest nie tak. Jak jest możliwe, że przy inflacji, która towarzyszy nam od kilku lat, rosnących kosztów stałych (prąd, gaz, wynagrodzenia), ktoś może oferować takie niskie ceny. A ktoś inny jeszcze niższe?
A jednak może. Dlatego podpowiem wam jak ten ktoś może to robić. Oczywiście poniższy tekst będzie formą dywagacji, bo nikogo za rękę nie złapałem, ale leżąc na fotelu zwróćcie uwagę na pewne detale.
W Polsce legalnie można kupić 6 preparatów toksyny botulinowej i są nimi: Azzalure, Alluzience, Botox, Vistabel, Bocouture i Letybo. Tylko te 6 preparatów jest w legalnym obrocie i jako leki na receptę są sprzedawane do podmiotów leczniczych. Zatem dostęp do nich jest ograniczony. No ale jak nie jest się podmiotem leczniczym to jak je można kupić? Nie wiem, ale mogę się domyślać, że istnieje drugi obieg tych preparatów. Przy takim drugim obiegu traci się odpowiedzialność producenta za jakość produktu, bo żaden producent nie uzna reklamacji od nabywcy produktu z nielegalnego obiegu.
No ale by cena była poniżej 300 pln to trzeba bardziej się wysilić i jak domniemam poszukać na Instagramie specyfików nie spełniających prawa Unii Europejskiej i niezarejestrowanych w Unii. Ich nazwy są coraz bardziej wymyślne i mało kogo obchodzi, że jakość i bezpieczeństwo tych preparatów może być dyskusyjna. Czy można mówić o odwadze czy głupocie tych co to podają i tych co dają to sobie wstrzyknąć oceńcie sami.
A słyszeliście może co to zimny łańcuch? Poza jedną toksyną, wszystkie wymagają transportu i przechowywania w niskich temperaturach. Zachowanie tych warunków transportu i przechowywania gwarantuje skuteczność preparatu. Bez wchodzenia w szczegóły wątpię, by kanał dystrybucji preparatów z Instagrama gwarantował właściwe ich przechowywanie. No ale one nie są nawet zarejestrowane na terenie Unii to czego my wymagamy.
Dla zwycięstwa w wyścigu niskich cen może to być jeszcze za mało. By poprawić zyski są tacy, którzy wpadli na pomysł, że preparat ten można rozcieńczyć bardziej niż przewiduje ulotka. Np. w swoim gabinecie używam specjalnej strzykawki, która ma zaznaczoną kreskę, do której należy nabrać soli fizjologicznej. To gwarantuje właściwe rozcieńczenie produktu, który fabrycznie jest proszkiem. Tak wiem, można powiedzieć, że 3-krotne rozcieńczenie to autorska metoda, ale wtedy pacjent ma prawo o tym wiedzieć, że preparat jest rozcieńczony bardziej, niż zakłada oficjalne dawkowanie. Podobno najwięksi spryciarze rozcieńczają toksynę czterokrotnie.
2 lata temu przyszła do mnie nowa pacjentka. Skarżyła się, że w jej przypadku toksyna botulinowa działa 1 miesiąc w okolicy lwiej zmarszczki. Przyniosła nawet „dokumentację” choć wiele ta dokumentacja pozostawiała do życzenia. Po moich zabiegach pani zjawia się co 4 miesiące i toksyna nadal działa. Wytłumaczyć wam na czym polega różnica? Ktoś się domyśla? Jeśli nie to odsyłam akapit wyżej.
A wpadlibyście na pomysł zamieniania ampułek w pudełkach? Słyszałem taką historię. Podobno gdzieś, ktoś wpadł na taki pomysł, że można w oryginalne pudełko włożyć inną ampułkę.
A wiecie kim jest osoba, która podaje preparat? Ma do tego uprawnienia? I nie ufajcie pięknym certyfikatom na ścianach. Tylko lekarz może podać toksynę botulinową w formie iniekcji domięśniowej (to jest lek na receptę) lub pielęgniarka na zlecenie lekarza i pod jego bezpośrednim nadzorem.
A paragon? Płacąc za usługę nie zapominajcie o paragonie. Oj, wasz salon nie wystawia wam paragonu? Pewnie kasa fiskalna się znowu zacięła? Może was nie interesuje, czy oni płacą podatki, bo ważne, że usługa jest tania, ale pamiętajcie, że podstawą ewentualnej reklamacji tej usługi jest właśnie paragon.
Na zakończenie przypomina mi się pewna sytuacja. To była jesień, może listopad. Przychodzi pacjentka, która była u mnie ostatni raz dokładnie w listopadzie rok wcześniej. Robię jej zabieg, botoks jak ostatnio, dawki te same. Pani po zabiegu pyta: dlaczego ten jesienny botoks trzymał mi dłużej niż ten letni? A ja na to: ależ droga pani, ja pani latem zabiegu nie robiłem, widzieliśmy się rok temu, jesienią.
Wy na to pytanie już znacie odpowiedź, prawda?